Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nadzwyczajnego wypadku, spełniającego nagle wszystkie marzenia o bratniej sprawiedliwej ludzkości.
Zaczął jednak zdawać sobie sprawę, że zrobiono nowy, duży krok na twardej, ciernistej drodze postępu. Wśród bitwy, pod obelgami i ranami, trudno spostrzedz, ile zdobyto gruntu. Mimo porażki uszło się kawał drogi i cel się zbliżył. Drugi wyrok na Simon’a w Rozan zdawał się straszliwą klęską, a mimo to zwycięztwo moralne jego obrońców okazało się ogromnem i w dobre skutki obfitem. Swobodne umysły i szlachetne serca się grupowały, solidarność ludzka rozszerzyła się po krańce świata, spadł posiew prawdy i sprawiedliwości, który musi kiedyś wydać plon, gdyby nawet ziarno miało przeleżeć w ziemi przez długie zimy. Wstecznictwo z największym trudem, za pomocą kłamstw i zbrodni, ocaliło, na jakiś czas jeszcze, przegniły szkielet budynku przeszłości. Niemniej pękał on na wszystkie strony, cios straszny, jaki mu zadano, zrysował go od góry do dołu, a ciosy przyszłości dokonają go i powalą w kupę ohydnych gruzów.
Żałował tylko, że nie może z tej nadzwyczajnej sprawy Simon’a zrobić cudownego wykładu poglądowego, któryby błyskawicą oświecił naród cały. Nigdy już zapewne nie zajdzie wypadek tak skończony, w którymby się okazały: koalizya