Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Część czwarta.

I.

W Październiku Marek objął z radosną pogodą dawne skromne miejsce elementarnego nauczyciela w Jouville. W duszy jego zapanował wielki spokój, a odwaga i nadzieja zajęły miejsce znużenia i zniechęcenia, pod któremi upadał z powodu potwornego wyroku, wydanego w Rozan.
Nigdy nie można doścignąć całkowitego ideału; Marek wyrzucał sobie prawie, iż marzył był o pełnym tryumfie i apoteozie. Zycie ludzkie nie zna wspaniałych rzutów i teatralnych rozwiązań. Chimerą było wierzyć, iż miliony ust całego ludu ogłoszą sprawiedliwość, przedstawiać sobie powrót niewinnego wśród wielkiego, narodowego święta, łączącego naród cały w jeden bratni związek. Każdy najdrobniejszy, najprawowitszy postęp musiał być zdobyty wiekami walki, każdy krok naprzód, stawiany przez ludzkość, wymagał potoków krwi i łez, całopalnych ofiar, ginących dla szczęścia przyszłych pokoleń. W tej zatem wiecznej walce przeciw wrogim siłom, nierozsądnem jest spodziewać się stanowczego zwycięztwa, jakiegoś