Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Genowefo, ja, twoja babka, zabraniam ci mówić!
Ludwinia, widząc, iż matka wije się w strasznej walce i łka z twarzą wciśniętą w kołdrę umierającej, pozwoliła sobie odpowiedzieć, z miną stanowczą, choć pełną uszanowania.
— Babuniu, trzeba być dobrą dla chorej babci. Mama także jest cierpiąca, okrucieństwem byłoby dręczyć ją jeszcze... Czyż każdy nie powinien postępować wedle swego sumienia?
Wówczas Genowefa, rozczulona słodka odwagą córki, nie dopuszczając do słowa panię Duparque, podniosła głowę i ściskając gwałtownie chorą:
— Matko — wołała — matko, spocznij w pokoju, nie chcę, byś z mego powodu uniosła gorycz... Przyrzekam ci pamiętać twoje życzenie, przyrzekam ci zrobić wszystko, co mi doradzi miłość moja dla ciebie... Tak, tylko dobroć, tylko miłość jest jedyną prawdą.
A gdy pani Bertherau wyczerpana, lecz promieniejąca boskim uśmiechem przyciskała córkę do piersi, pani Duparque poruszyła się groźnie. Zmrok zapadł zupełnie, pokój oświetlony był tylko odblaskiem czystego nieba, na którem wschodziły pierwsze gwiazdy, przez otwarte okno płynęła głęboko cisza z pustego placu, gdzie dźwięczał tylko śmiech dziecięcy. W tym wielkim spo-