Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Milczcie wszystkie trzy! Jesteście nędzne bezbożnice, zbuntowane przeciw Bogu i ognie piekielne was skarżą... Milczcie, ani słowa więcej! Nie jest-żem już tu panią, najstarszą z was? Ciebie, córko, chcę wierzyć, obłąkała choroba; ty wnuczko, masz w sobie szatana, wybaczam ci, że nie mogłaś, mimo pokuty, wygnać go zupełnie; tobie zaś prawnuczko, mam nadzieję przeszkodzić, abyś nie poszła na zatracenie, kiedy wolno mi będzie cię karcić... Milczcie wy, które nie istniałybyście beze mnie! Ja tu rozkazuję i popełnicie jeszcze jeden grzech śmiertelny więcej, jeżeli będziecie nieposłuszne!
Zdawała się wyższą, mówiła z rozkazującymi ruchami w imię swego Boga gniewu i pomsty. Córka jej jednak, czując, iż blizka śmierci wyzwoli ją zupełnie, mówiła pomimo zakazu:
— Przeszło dwadzieścia lat słucham ciebie, matko; przeszło dwadzieścia lat milczę i, gdyby nie to, że nadeszła moja ostatnia godzina, byłabym może tak podła, że milczałabym jeszcze... To za wiele. Wszystko, co mię męczyło, wszystko, czego nie powiedziałam, dusiłoby mię w ziemi. Nie mogę tego zabrać z sobą. Zduszony mój krzyk wyszedłby może nawet z pod ziemi... Zaklinam cię, córko, przyrzecz mi, przyrzecz!
Nieprzytomna z gniewu pani Duparque szorstko zawołała: