Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tak go pożądając, iż zgodziła się żyd ze skromnym nauczycielem w zapadłej wiosczynie. Spragniona przytem swobody, znużona w osiemnastu latach ponurem życiem u pani Duparque, zapomniała na chwilę o zasadach pobożnego wychowania i oddała się mężowi z takim młodzieńczym ogniem, że sam mógł uwierzyć, iż ją całkowicie posiada. Chociaż zresztą pozostały mu głuche obawy, nie zważał na nie, gdyż ją uwielbiał i czuł dość siły, aby ją przerobić na obraz i podobieństwo swoje, a upojony szczęściem, podbój moralny odkładał na później. Następnie, gdy nawyk dzieciństwa w niej się odezwał, Marek znowu okazał słabość; nie działał na żonę pod szlachetnym pozorem uszanowania wolności jej sumienia, pozwolił jej spełniać praktyki religijne, chodzić do kościoła i długo tam przesiadywać. Powoli odżywały wspomnienia lat dziecinnych, występowała niewydzielona trucizna i nastąpił kryzys, nieunikniony u kobiet, karmionych błędem i kłamstwem, u niej tym silniejszy, iż widywała się z babką, despotyczną dewotką. Sprawa Simon’a, odłożenie pierwszej komunii Ludwini, przyspieszyły zerwanie między małżonkami. W niej płonęła szalona żądza namiętności nadziemskiej, nadzieja znalezienia w niebie szczęścia boskiego i bezgranicznego, które obiecywano niegdyś jej przedwczesnej zmysłowości. Miłość jej dla Marka przyćmiło marzenie o za-