Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tecznie oburzył ją przeciwko niemu, nagle okazując sprzedajność mnicha. Nietylko w jej oczach zbrukał się charakter zakonnika, lecz i religii, którą przedstawiał, a która tak długo unosiła ją mistycznemi pragnieniami. Miałaż uznać ten niecny handel, to zabobonne bołwochwalstwo, jeżeli miała pozostać praktykującą katoliczką, wierną swojej religii? Przez długi czas poddawała się wierzeniom, tajemnicom, nawet wtedy, gdy jej zdrowy sąd głucho protestował; wszystko przecież ma granice, nie mogła uznać akcyj na niebo, odmówiła pójścia za czerwono-złotym świętym Antonim, którego oprowadzano jak reklamowego manekina, aby pomnożyć ilość podpisów u okienka kasowego. Co jednak najbardziej wzmocniło bunt jej rozumu, to usunięcie się księdza Quandieu, tego łagodnego i ludzkiego spowiednika, do którego była powróciła wskutek podejrzanych zapałów ojca Teodozego. Jeżeli ten człowiek nie miał siły pozostać przy takim Kościele, jaki wytworzyła klerykalna polityka nienawiści i tyranii, ciężko tam było widocznie duszom prawym i uczciwym.
Nigdy jednak nie byłaby Genowefa zmieniła się tak szybko, gdyby pomimo wiedzy, nie przebyła długiego fermentu przygotowawczego. Aby zrozumieć dobrze, trzeba się zastanowić nad całem jej życiem. Podobna do ojca, oczuciowa, namiętna i zmysłowa, zakochała się w Marku,