Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ściągać do siebie, lub bezpośrednio się z nimi porozumiewać, lecz mówiono, że nasyłał im ludzi, którzy okazywali niezbity dowód winy Simona’. Tajemniczego tego dowodu sam nie chciał publikować, chyba doprowadzony do ostateczności przez obronę. Marek niepokoił się nowem szalbierstwem, które przeczuwał i zapowiadał, że po ciosie, zadanym oskarżeniu przez Daix’a, trzeba było oczekiwać niespodzianej zaczepki, owego piorunu, schowanego w kieszeni Gragnon’a.
W istocie posłushanie dnia następnego było jednym z najważniejszych, z najbardziej roznamiętniających. Z kolei przyszedł ulżyć sumieniu prezydujący dawnych przysięgłych, Jacquin. Opowiedział poprostu, jak prezes Gragnon, wezwany przez przysięgłych dla objaśnienia o zastosowaniu kary, wszedł wzruszony, z listem w ręku i pokazał im ów list, pisany przez Simon’a z dopiskiem podcyfrowanym inicyałami zupełnie podobnemi do znajdujących się na wzorze kaligraficznym. Wówczas niektórzy z biegłych, wahający się do tej chwili, zostali przekonani o winie oskarżonego. On także przestał wątpić, a nawet rad był, że zdobył spokój sumienia. Nie wiedział wtedy, iż przeczytanie owego listu było nieprawnem. Później dręczył się aż do chwili, gdy wiadomość o tem, że dopisek i inicyały uznane zostały za fałszywe, skłoniła go do naprawie-