Strona:PL Zola - Prawda. T. 2.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia po chrześcijańsku mimowolnej nawet winy. Ostatni szczegół, który dodał spokojnym głosem, rzucił dreszcz na salę. „Jezus — mówił — sam nakazał mi to wyznać, gdy raz, dręczony wyrzutami sumienia, klęczałem w ciemnej kaplicy świętego Makseucyusza“. Wprowadzony po nim Gragnon chciał początkowo traktować cały wypadek lekceważąco, dawnym obyczajem nieco brutalnego i despotycznego prezesa. Otyły, choć przybladły ze strachu, ukrywał niepokój pod lekkością hulaki. Utrzymywał, iż nie przypomina sobie dokładnie błahych szczegółów. Zdaje mu się, że w istocie wszedł do sali obrad przysięgłych z dopiero co otrzymanym listem w ręku. Był bardzo wzruszony i pod wpływem wzruszenia właśnie pokazał list, gdyż, pragnąc jedynie wyświetlić prawdę, nie zdawał sobie sprawy ze swego czynu. Nigdy, ani na chwilę nie żałował swego postępku, pewien był bowiem prawdziwości dopisku i cyfr; zresztą i teraz, według niego, pozostawało dowieść iż były fałszywe. Ponieważ nakoniec stanowczo oskarżał Jacquin’a, że on przeczytał głośno list przysięgłym, powołano tegoż ponownie i rozpoczęła się między nimi bardzo żywa sprzeczka. Gragnon’owi udało się złapać architekta na pomyłce czy zapomnieniu co do odczytania na głos listu. Tryumfował naturalnie, a większość obecnych słuchaczy wrzasnęła na uczciwego człowie-