Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do zatrzymania kobiety na drodze upadku. Musiała wreszcie ustąpić, przyjąć wybranego przez męża spowiednika, ojca Teodozego, w którym czuła gwałciciela. To też urażona, zawstydzona, zarumieniona, wzruszyła ramionami, ulegając, jak zawsze, dla spokoju domowego...
— Co zaś do dzieci, środki nie pozwalają mi posyłać moich bliźniaków do kolegium; zresztą, jako urzędnik i republikanin, umieściłem ich w szkole rządowej. Córka, Hortensya, również chodzi do szkoły panny Rouzaire; ale w głębi ducha rad jestem, że osoba ta ma uczucia religijne, że bywa z dziećmi w kościele, byłbym niezadowolony, gdyby było inaczej... Chłopcy jakoś zawsze sobie dadzą radę. A jednak, gdybym nie zależał od przełożonych, czy sądzisz pan, że nie rozsądniej byłoby umieścić ich w szkole braciszków?... W przyszłości byliby protegowani, dostaliby miejsca i poparcie a tak, będą wegetowali, jak ja dziś wegetuję.
Wybuchnął goryczą, ale po chwili zniżył głos, przerażony:
— Widzi pan, księża są bardzo potężni, lepiej byłoby z nimi trzymać.
Marek uczuł litość; tak bardzo ta istota nędzna, drżąca, pełna miernoty i głupstwa, wydala mu się godną pożałowania. Wstał, przewidując jak się zakończy7 cała gadanina.
— A więc, co się tyczy zapytania, które chciałem zadać dzieciom pana?...