Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kowie cieszyli się poparciem wszechwładnego ojca Crabot, rektora sławnego kolegium w Valmarie. Ztąd to prefekt, ojciec Philibin, przewodniczył na dorocznym popisie uczniów w szkole, aby zaznaczyć publicznie swój wysoki szacunek i uznanie. Czuć w tem było jezuitów, jak mówiły złe języki. Nauczyciel Simon, żyd, wpadł w tę plątaninę sporów, w okolicę szarpaną namiętnościami religijnemi, śród niebezpiecznej chwili, gdy zwyciężają najbezczelniejsi. Wszystkie serca były wzburzone; wystarczała jedna iskra, by zapalić i pustoszyć umysły. Dotąd jednak szkoła gminna świecka nie straciła ani jednego ucznia; wytrzymywała, co do ilości i powodzenia konkurencyę ze szkołą braciszków. To względne zwycięztwo zawdzięczała rozważnej zręczności Simona, który umiał zadowolnić wszystkich, oraz otwartemu poparciu Darrasa, a skrytemu — księdza Quandieu. Na tem polu współzawodnictwa dwóch szkół, toczyła się prawdziwa walka; tam to odbyć się będzie musiał prędzej lub później straszny atak bojowy, bo nie mogą one istnieć obok siebie, jedna musi pochłonąć drugą. Kościół przestanie żyć, gdy straci możność nauczania, owego cennego środka ujarzmiania prostaczków.
Podczas wspólnego śniadania w ciemnej, ciasnej jadalni, Marek stroskany rozmyślaniami, poczuł, że go ogarnia rozstrój. Pani Duparque opowiadała najspokojniej, że Polydor dostał nagrodę, dzięki jedynie pobożnej przezorności Pelagii, która złożyła franka na ofiarę świętemu Antoniemu Padewskie-