Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie od wojska synów bogatych patryotycznych rodzin, nie mówiąc już o rzeczywistych cudach, jak uzdrawianie chorych i kalek, ochrona od nędzy i śmierci a nawet powrócenie do życia zmarłej od dwóch dni dziewczyny. I, naturalnie, po każdej nowej historyi napływały nowe pieniądze a klientela rozszerzała się od Maillebois reakcyjnych mieszczuchów i sklepikarzy do Maillebois republikańskiego, do sfer robotniczych, które powoli ulegały zatruciu. Napróżno ksiądz Quandieu, proboszcz kościoła św. Marcina, powstawał gwałtownie w kazaniach niedzielnych, przeciwko ciemnym zabobonom — nie słuchano go. Światły ksiądz ubolewał nad szkodą, jaką wyrządzała religii chciwość Kapucynów. Niszczyli mu parafię, zagarniając do Kaplicy wszystkie ofiary i jałmużny. Lecz zmartwienie jego miało też pobudkę wyższą. Był zanadto inteligentny, aby bez zastrzeżeń uchylać czoło przed Rzymem i wierzył w możliwość liberalnego i niezależnego Kościoła francuzkiego, któryby się wyłonił z ogólnego ruchu demokratycznego. Walczył więc z przekupniami w kościele, co zabijali po raz wtóry Chrystusa.
Mówiono, iż biskup z Beaumontu, jego ekscelencya Bergerot, zapatrywał się tak samo na Kapucynów, co im nie przeszkadzało święcić coraz nowe tryumfy, podbijać Maillebois i zamieniać je na miejsce cudami słynące.
Marek wiedział również i to, że gdy proboszcz Quandieu miał za sobą biskupa — Kapucyni i bracisz-