Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szenie zmyje jego grzechy? Marzył nawet o palmie męczennika, licząc, że każda z jego niegodziwości zyska mu nagrodę w niebie. Odtąd też stał się powolnem narzędziem w rękach braciszka Fulgentego, po za którym, w cieniu, działał ojciec Philibin pod tajemnymi rozkazami ojca Crabot’a. Taktyką ich było przeczyć wszystkiemu, nawet oczywistości, gdyż lękali się, że najmniejsza szczerba w murze kongregacyi, stanie się początkiem nieuniknionej ruiny. Bezsensowna ich historya wydawałaby się zupełnie głupia umysłom logicznym, stanowiła jednak na długo jeszcze jedyną prawdę dla ogłupionej trzody wiernych, wobec której mogli sobie pozwolić na wszystko, znając jej bezgraniczną, bezdenną łatwowierność.
Gdy w ten sposób kongregacya, nie czekając na zaskarżenie braciszka Gorgiasza, wystąpiła zaczepnie, braciszek Fulgenty, dyrektor szkoły, wykazał ze swej strony nieumiarkowaną gorliwość. W chwilach wielkiego wzruszenia przypominał swego ojca, który był doktorem specyalistą od chorób umysłowych i sam skończył w domu waryatów. Bezładny umysł braciszka Fulgentego, oszołomiony próżnością i ambicyą, podlegał chwilowym pobudzeniom, wiecznie marząc o oddaniu Kościołowi jakiejś nadzwyczajnej usługi, któraby go postawiła na czele zakonu. Od czasu rozpoczęcia sprawy Simona stracił resztę zdrowego rozsądku, go-