Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To, co powiedziałaś, Genowefo, ma wielkie znaczenie. Związkowi naszemu grozi zerwanie jeżeli nie możemy się porozumieć w kwestyi tak jasnej i prostej... Więc nie trzymasz ze mną w tej bolesnej sprawie?
— Z pewnością nie!
— Sądzisz, że nieszczęśliwy Simon jest winnym?
— Ależ to nie ulega żadnej wątpliwości! Wszystkie wasze starania uniewinnienia go, nie opierają się na niczem. Chciałabym, żebyś usłyszał, co mówią ludzie, których czystość życia podejrzewasz. Jeżeli zatem widzę, jak grubo się mylisz co do faktu tak widocznego, nieodwołalnie osądzonego, jakże chcesz, abym przywiązywała najlżejszą wiarę do innych twoich przekonań, do chimerycznego społeczeństwa przyszłego, w którem zaczynasz od zabicia Boga?
Przygarnął ją do siebie i trzymał w mocnym uścisku. Rozumiał, że powolne ich oddalenie wychodziło z punktu różnego zapatrywania się na prawdę i sprawiedliwość, a różnicę tę wyzyskano, by zatruć jej pojęcia, strzaskać ich wzajem o siebie.
— Posłuchaj, Genowefo, jedna tylko jest prawda, jedna sprawiedliwość. Musisz mię wysłuchać, a gdy się porozumiemy, zawrzemy pokój.
— Nie! nie!
— Niepodobna, abyś ty pozostawała w cie-