Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Podobno pan znalazłeś nowy fakt, oddawna poszukiwany dowód niewinności naszego biednego Simona, dowód, na mocy którego będzie można przedsięwziąć rewizyę procesu?
Marek, który oczekiwał, że podniesioną będzie historya krucyfiksu, milczał przez chwilę, wahając się, czy ma powiedzieć Salvanowi prawdę, dotąd przed wszystkimi ukrywaną. Nakoniec rzekł zwolna, dobierając słów:
— Nowy fakt... Nie, nie mam nic stanowczego.
Salvan nie zauważył jego wahania.
— Tak też myślałem, bo przecież uwiadomiłbyś mię pan o tem, nieprawdaż? Niemniej jednak chodzą pogłoskio odkryciu jakiegoś nadzwyczajnego dokumentu, który przypadkiem wpadł panu w ręce i który trzymasz jak piorun nad głową prawdziwego winowajcy i jego wspólników, wszystkich okolicznych klerykałów.
Marek słuchał ze zdumieniem. Kto mógł opowiadać, jakim sposobem wyznanie Sebastyana, rozmowa z jego matką, panią Aleksandrowa, rozeszły się i urosły? Nagle zdecydował się powiedzieć wszystko przyjacielowi swemu i doradcy, człowiekowi mądremu i prawemu, w którym pokładał całe zaufanie. Opowiedział zatem, w jaki sposób odkrył, że wzór pisma, podobny do tego, na którym oparto oskarżenie, a pochodzący od braciszków, istniał i w jaki sposób został zniszczony.
Salvan powstał wzruszony.
— Byłby to dowód stanowczy — zawołał. —