Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zawoła! Sebastyana, który był korepetytorem, aby dopilnował czytania jednych uczniów, podczas gdy sam przy tablicy wesoło wykładał innym naukę o rzeczach, w zalanej słonecznym blaskiem klasie.




II.

W trzy dni potem, gdy Genowefa leżała już w łóżku, Marek, rozbierając się, powiedział jej, iż odebrał list od Salvana, naglący go, aby przybył nazajutrz, w niedzielę.
— Pewnie — dodał — chodzi o emblemata, które usunąłem z klasy. Rodzice skarżą się, podobno; będzie cała historya. Spodziewałem się tego zresztą.
Genowefa, z głową wściśniętą w poduszki, nie odpowiedziała. Gdy jednak, zgasiwszy światło, położył się przy niej, uczuł, rozkosznie zdziwiony, że bierze go czule w objęcia i szepce do ucha:
— Mówiłam do ciebie tak szorstko, wtedy... W istocie nie jestem twego zdania ani co do religii, ani co do sprawy, ale zawsze cię kocham całem sercem.
Wzruszony był tembardziej, że od trzech dni odwracała się od niego, jakgdyby chciała zaznaczyć zerwanie małżeńskie.
— Skoro teraz oczekują cię przykrości — ciągnęła tkliwie — nie chcę, żebyś myślał, iż się gniewam na ciebie. Można przecież mieć przekonania