Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zakon Dobitego Pasterza zarabiał rocznie około dwunastu milionów, zatrudniając czterdzieści siedem tysięcy robotnic w dwustu dziesięciu swoich zakładach. Sprzedawał wszystko: likiery i obuwie, lekarstwa i meble. Wyciągał pieniądze ze wszystkiego, zbierał ciężki podatek od głupoty i łatwowierności ludzkiej fałszywemi cudami. Klerykalizm stawał się milionerem, panem ogromnych włości, miał w kasie dość pieniędzy, aby przekupywać partye, rzucać je wzajem na siebie i tryumfować wśród krwi i ruin wojny domowej. Przed oczami Marka stanął obraz walki strasznej, nieuniknionej i nigdy jeszcze nie odczuł z taką siłą, jak niezbędnem jest, aby Francya widziała jasno, jeżeli sama nie ma zginąć.
Znowu przypomniał sobie Bongardów, Doloirów, Savinów, Milhomme’ów, słabe rozumowania ich tchórzliwych serc i zatrutych umysłów, ich zasklepienie w grubej ciemnocie, niby w puchu bojaźliwego samolubstwa. Ten tłum zahukany, ogłupiały, pełen przesądów, utrzymywany w bezrozumnym klerykalizmie — to była Francya. Aby ją prędzej doprowadzić do zgnilizny, wymyślono wstrętny antisemityzm, tę pobudkę do nienawiści religijnej. Na początek trzeba lud rzucić na żydów, wyzyskać odwieczną nienawiść a w końcu zagarnąć znów w jarzmo, zepchnąć w ciemności. Jutro zaś Francya upadnie jeszcze niżej a Bongardowie, Doloirowie Savinowie i Milhomme’owie bardziej jeszcze zidyocieją, opanowani ciemnotą i kłamstwem, jeżeli