Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cili posiew republikański, że na gruncie francuzkim wyrośnie świadoma siebie ludność, wyzwolona nareszcie z odwiecznych kłamstw i błędów. Po dziesięciu lub dwudziestu latach, pokolenia, wychowane w szkole, wykarmione prawdą, wyrwać się miały ze starych ciemnic i utworzyć lud coraz wolniejszy, hołdujący rozumowi i logice, zdolny czuć prawdę i sprawiedliwość. A tymczasem trzydzieści już lat minęło od tego czasu a krok, zrobiony naprzód, zdawał się niknąć wobec najlżejszej zamieszki ogólnej; lud dzisiejszy, pod nagłym naporem fali odwiecznych ciemności, wracał do ogłupienia i szału przodków. Co się stało? Jaki głuchy opór, jaka siła podziemna paraliżowała ogromny wysiłek, i uczyniony dla wydobycia cierpiących prostaczków z ciemnej niewoli? W odpowiedzi ujrzał Marek przed sobą wroga, siewcę ciemnoty — papieztwo. Skrycie, cierpliwie, jak wytrwały robotnik, pozagradzało drogi i pojednemu zabierało biedne, ciemne umysły, które starano się wydrzeć z pod jego władzy. Watykan rozumiał zawsze, że winien być panem kształcenia, to jest dowolnego rozsiewania ciemności i kłamstwa w celu utrzymania w niewoli dusz i ciał. Teraz znowu przeniósł walkę na grunt szkoły i z godną, podziwu obłudną giętkością, udawał republikanizm, aby, korzystając z wolnych praw, trzymać w więzieniu swych zasad tysiące dzieci, które właśnie owe prawa wyswobodzić miały. Im więcej młodych umysłów spętanych kłamstwem, tem więcej przyszłych ryce-