Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzy, że jest niewolnikiem położenia, wpośród tuk różnorodnej rady miejskiej, w której napewno klerykali dojdą do większości po przyszłych wyborach, jeżeli się będzie drażniło ludność. I ubolewał nad nieszczęsną sprawą Simona, która dała Kościołowi takie cudowne pole walki, gdzie zaciekle wyzyskiwano łatwe zwycięstwa nad tłumem prostaczków, zatrutych kłamstwami i fałszem. Dopóki będzie trwał ten orkan szaleństwa, nie można się o nic kusić, lecz z pochyloną głową oczekiwać przejścia burzy. Darras wymógł nawet na Marku obietnicę, że nie powtórzy nikomu, tego co mówił. A odprowadzając go do drzwi, aby okazać sympatyę, blagał go jeszcze, żeby nie robił żadnych kroków i bezczynnie czekał lepszych czasów.
Kiedy Marka tak napojono rozpaczą, i wstrętem, jedyną miał tylko ucieczkę i otuchę u Salvana, dyrektora szkoły normalnej w Beaumont. Odwiedzał go często, szczególniej podczas ciężkiej zimy, gdy Feron umierał z głodu w Moreux, walcząc z księdzem Cognassem. Rozmawiali o oburzającej nędzy biednego nauczyciela, tak mało płatnego, gdy proboszcz był hojnie uposażony. Zgadzali się z Salvanem, że nędza bywała głównie powodem stopniowego obniżenia wartości miejsca nauczyciela elementarnego. Do szkól normalnych wstępowano niechętnie, bo otrzymywać dwa franki sześćdziesiąt centymów dziennie, w trzydziestym roku życia, gdy się nosi tytuł rzeczywistego nauczyciela, nie wabiło