Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niczny, przesadnie pobożny, twardy i dziki na punkcie religii. Zresztą słyszałem, że dawniej miewał stosunki z ojcem Philibinem a nawet z ojcem Crabotem... Tak, sądziłem przez chwilę, że właśnie braciszek Gorgiasz jest owym zbrodniarzem. Ale cóż, istnieją tylko przypuszczenia.
— Zapewne — rzekł Dawid, potrząsając znowu głową — temu Gorgiaszowi niedobrze z oczu patrzy, podzielam zupełnie pańskie wrażenie. Ale czy roztropnem byłoby oskarżać go, na podstawie rozumowań, jak pan słusznie zauważasz? Nie mielibyśmy za sobą ani jednego świadka, wszyscy poprą braciszka i oczyszczą go z naszych bezbożnych zarzutów.
Delbos słuchał uważnie.
— Niepodobna mi bronić pańskiego brata — odparł — jeżeli nie wydamy wojny wrogiemu obozowi... Co więcej, jedyną pomoc, jakiej się spodziewać możemy, da nam, być może, sam Kościół. Wszyscy sobie opowiadają, że stara waśń między biskupem Bergerotem a rektorem kolegium Valmarie, wszechmocnym ojcem Crabotem zaostrzyła się bardzo silnie, właśnie z powodu sprawy Simona... Przekonany jestem, że owa podstępna mądrość, owa wyczuwana przez was, niewidzialna ręka, co kieruje w cieniu całą sprawą — to ojciec Crabot. Nie podejrzewam, naturalnie, aby sam był winnym, ale on to jest wolą i siłą, co osłania winowajcę. Napadając zatem na niego, uderzamy w samą głowę... Prócz tego będziemy mieli po swojej