Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/542

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

genda 92 r. powstająca z cienia; żołnierze pospolitego ruszenia, ochotnicy oczyszczający z cudzoziemców ojczyznę. I wszystko to mieszało się w jego biednej głowie chorej, wymagania zwycięzcy, gorycz podboju, upór zwyciężonych zdecydowanych do przelania ostatniej kropli krwi, niewola ośmdziesięciu tysięcy ludzi, będących tu najprzód na półwyspie, a potem w twierdzach niemieckich przez całe tygodnie, miesiące, a może lata. Wszystko trzeszczało, waliło się nazawsze, w głębi nieograniczonej niedoli.
Hasło straży, rosnąc powoli, rozległo się przed nim i zginęło w oddali. Obudził się i przewrócił na ziemi twardej, gdy strzał karabinowy przerwał wielką ciszę. Chrapanie konającego zaraz potem przeniknęło przez noc czarną, dał się słyszeć plusk wody, krótka walka ciała idącego na dno. Zapewne jakiś nieszczęśliwy dostał kulą w piersi, usiłując uciec przyczem wpław puścił się przez Mozę.
Nazajutrz o wschodzie słońca Maurycy był już na nogach. Niebo było pogodne, i śpieszył, by się połączyć z Janem i kolegami kompanii. Przez chwilę miał zamiar jeszcze raz zbadać wnętrze półwyspu; potem postanowił do reszty go okrążyć. Przybywszy nad brzeg kanału, spostrzegł szczątki pułku 106-go, około tysiąca ludzi obozujących na tymże brzegu, osłonionym nędznemi topolami. Gdyby był wczoraj skręcił na lewo, zamiast iść prosto, byłby zaraz znalazł swój