Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/538

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dalej znajdował się młyn, poczem droga skręcała i szła do miasteczka Iges, zbudowanego na pochyłości, które łączył z brzegiem przeciwnym prom, wprost przędzalni Saint-Albert. Nakoniec rozciągały się niwy uprawne, łąki, cała przestrzeń gruntów płaskich i bezdrzewnych, tworzących zaokrąglenie rzeki. Napróżno Maurycy zbadał pochyłości wzgórza; widział tam tylko jazdę i artyleryę, zabierającą się do obozowania. Znowu zapytał się jakiegoś brygadyera strzelców afrykańskich, ale ten także nic nie wiedział. Noc zapadała, usiadł na chwilę znużony nad rowem drogi.
Wtedy w nagłej rozpaczy, jaka nim owładła, spostrzegł naprzeciwko, z drugiej strony Mozy, przeklęte pola, gdzie się bił przedwczoraj. Przy konającym dniu deszczowym, widnokrąg roztapiał się w błocie. Wąwozy Saint-Albert, wązka droga przez którą prusacy nadeszli, ciągnęła się wzdłuż zakrętu, aż do białego zapadnięcia się kopalni. Po za wzgórzem Seugnon czerniały wierzchołki lasu Falizette. Ale wprost niego, nieco na lewo, widać było Saint-Menges, z którego droga zniżała się i dochodziła do promu; we środku widać było pagórek Hattoy, w dali Illy, w głębi Fleigneux, ukryte po za załamem gruntu, na prawo, bliżej nieco — Floing. Poznał pole, na którem tak długo czekał, ukryty śród kapusty, płaskowzgórze, które artylerya rezerwy usiłowała obronić, dół w którym widział Honoryusza konającego na swem dziale strzaskanem. I obudziło się