Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/534

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrócił z zamku Bellevue po podpisaniu tam kapitulacyi, zaraz poczęła obiegać pogłoska, że armia ma być zamkniętą na półwyspie Iges, czekając na organizacyę konwoju, który ją ma odprowadzić do Niemiec. Bardzo niewielu oficerów skorzystało z warunku, zostawiającego im swobodę, jeśli dadzą przyrzeczenie piśmienne, że więcej bić się nie będą. Z generałów, jeden tylko Bourgain-Desfeuilles pod pozorem reumatyzmu, dał takie zobowiązanie, a rano powitały go obelgi, gdy siadał do powozu przed hotelem pod „Złotym krzyżem“. Rozbrojenie rozpoczęło się od samego świtu; żołnierze musieli defilować na placu Tureniusza i rzucać broń; karabiny, bagnety rosły niby stos, podobny do zbieraniny starego żelaztwa, na rogu placu. Stał tam oddział pruski, dowodzony przez młodego oficera, wysokiego chłopaka, bladego, w mundurze błękitnym, w hełmie z pióropuszem na głowie, który doglądał rozbrojenia, z miną wyższości pogardliwej, z rękami w białych rękawiczkach. Gdy jeden z żuawów, w uniesieniu oburzenia, nie chciał oddać szaspotu, został, na rozkaz oficera, przyprowadzony, i ten rzekł wyborną francuzczyzną: „rozstrzelać tego człowieka!“ Inni, ponurzy, nie przestawali maszerować, rzucali swe karabiny z ruchem mechanicznym, pragnąc to wszystko jak najprędzej skończyć. Iluż to już było rozbrojonych, tych, których szaspoty walały się tam, w polu! Iluż od wczoraj się ukryło, chcąc skorzystać z nad-