Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/612

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mój miłować. Opuszczałam wszystko, byle biedz do kościoła, który zbliżał mnie do ciebie. A gdy wieczorem wracałam rozmodlona, wszyscy oni zawadą mi byli. Zniechęciłeś mnie do wszystkiego, co tobą nie było... Lecz widzę błąd mój wielki... pragnę odzyskać tych, których utraciłam, pojadę po nich, przywiozę i wraz z domem na nowo otulę. Oni wrócą mi spokój! Oni wrócą — i wszystko co dawne z niemi powróci... O gdybym mogła zasnąć a zbudziwszy się odnaleźć dawne życie moje!...
Egzaltacya jej wzrastała. Chcąc zakończyć tę scenę, ksiądz pochylił się ku niej i chciał ująć ją za obydwie dłonie, albowiem w ten sposób już niejednokrotnie uspakajała się natychmiastowo.
— Niech się pani nie męczy przykremi wspomnieniami...
Lecz odskoczyła od niego, chowając ręce.
— Nie dotykaj mnie! Nie chcę... gdy czuję twój uścisk, tracę wolę i staję się posłuszną jak małe dziecko. Ciepło twoich dłoni przenika mnie i staje się twoją... A ja chcę wypowiedzieć ci wszystko... gdybym tego nie zrobiła dzisiaj, musiałabym wzmódz się, by wypowiedzieć jutro... Bo dłużej żyć tak nie mogę... uścisk twoich dłoni uspokaja mnie tylko chwilowo...
Twarz jej spochmurniała. Mówiła, dysząc:
— Jestem przeklęta, cierpię jak potępiona! Nigdy nic nie powraca! Już ja nigdy swego domu miłować nie będę! Wszystko stracone! A gdyby dzieci do mnie wróciły i zapytały o ojca?... Cóż im odpo-