Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/548

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rodziców, dziewczęta opowiadały z uwielbieniem o dobroci księdza proboszcza. Niejednokrotnie wyzywały się na rękę i potajemnie, prawie nocą, biegły we dwie w oddalony punkt miasta, najczęściej pod okopy i staczały z sobą walki, chcąc dowieść, która goręcej kocha proboszcza. Zwycięztwo rozstrzygało kwestyę.
Trouche, patrząc z za firanki swego biura na proboszcza, uśmiechającego się do dziewczątek, mówił sam do siebie:
— Dalibóg mądry, bo za pomocą tych ulicznic kupuje dla siebie kilka tysięcy głosów podczas wyborów!..
Kiedyś, podczas rozmowy z księdzem Faujas, Trouche ofiarował się pozyskać dla niego wszystkie te „niewinne serduszka“. Lecz ksiądz, który niejednokrotnie dostrzegł jakim połyskującem okiem patrzył jego szwagier na dziewczątka z ochronki, wzbronił im surowo starań w tym względzie, nie pozwalając mu nigdy pokazywać się na podwórzu. Trouche zadawalniał się więc rzucaniem cukierków „niewinnym serduszkom“, gdy bawiły się na podwórzu, tak jak się rzuca garść ziarna zgłodniałemu ptactwu. Strzegł się, by zakonice tego nie dostrzegły, zwłaszcza gdy rzucał paczki słodyczy z przeznaczeniem dla jasnowłosej, trzynastoletniej córki rymarza, która pomimo lat dziecinnych, wyglądała na dorosłą i bujnie rozwiniętą dziewczynę.
Wracając z ochronki do siebie, ksiądz Faujas składał krótkie wizyty znajomym damom. Pani