Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/504

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jesteś aniołem, kochana moja córeczko! Należy jednak, abyś wiedziała, że czuwam nad tobą i nie dozwolę, by ci wciąż groziło niebezpieczeństwo. Gdyby ja nie, dałabyś się zamordować bez jęku, lecz masz kochającą cię matkę. Za pierwszym nowym objawem szaleństwa z jego strony, uwolnię cię od niego i odetchniesz swobodniej.
Pani Felicya nie opowiadała córce w jaki sposób zamierza to uczynić. Wiadomem wszakże było, iż składała teraz wizyty wszystkim wpływowem osobom w Plassans. Opowiedziała nieszczęścia swej córki merowi, podprefektowi, prezydentowi trybunału, lecz wymagała od nich dochowania tego w tajemnicy, aż do wiadomej im chwili. Ze łzą w oku szeptała tym panom:
— Proszę we mnie widzieć zrozpaczoną matcę, drżącą o życie swej córki a zarazem dbałą o honor nazwiska, które ona nosi. Mój mąż umarłby ze wstydu. gdyby ta cała rzecz stała się powszechnie znaną a jednak, czyż ja mogę spokojnie czekać, by mój zięć dokonał zbrodni na mej córce?... Panowie! błagam was, radźcie mi, powiedcie, jak mam postąpić w tej nieszczęsnej sprawie!
Dygnitarze, którym się zwierzała, okazywali jej wiele życzliwego współczucia. Obiecali jej, że będą czuwać nad bezpieczeństwem pani Mouret, trzymając się na boku, dla uniknięcia niepotrzebnego rozgłosu. Pani Felicya dziękowała im, polecając Martę przedewszystkiem pieczołowitości pana Rastoil i pana Péqueur des Saulaies, jako najbliższych