Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej sąsiadów, mogących wystąpić z doraźną pomocą w razie nieszczęścia.
W kole bliższych znajomych państwa Rougon, Mouret uchodził za szaleńca mającego pozory zdrowego na umyśle człowieka, lecz ulegającego atakom nocną porą, około północy. Tajemnicze, zagadkowe objawy jego choroby stały się zwykłym tematem rozmów na wtorkowych zebraniach u księdza Faujas w ogrodzie państwa Mouret. Około godziny czwartej po południu, schodził on do ogrodu i, zasiadłszy w altanie w głębi drzew, oczekiwał gości. Przyjmował ich z wielką uprzejmością, mówił mało, lecz umiał innych zachęcić do wesołej, ożywionej rozmowy. Gdy go pytano o nowiny dotyczące państwa Mouret, potrząsał tylko głową, nie chcąc zdradzać cudzych tajemnic. Szanowano tę jego oględność, lecz pan Maffre, popatrzywszy razu jednego na fasadę domu i ukazując giestem jedno z okien na pierwszem piętrze, zapytał znienacka:
— Wszak to okno ich sypialni?...
Wtedy znów zaczęli sobie wszyscy opowiadać o smutnych wieściach, krążących po mieście. Mówiono przyciszonemi głosami, prawie szeptem. Ksiądz Faujas po raz pierwszy dał kilka ogólnych wyjaśnień: tak, wielkie nieszczęście zawisło nad tym domem; wprawiało go to w wielki smutek, współczuł im serdecznie.
— Lecz pan, jako lekarz domowy państwa Mouret, cóż sądzisz o tem wszystkiem? — zapytała pa-