Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/503

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

straszliwszych szczegółów o objawach obłąkania męża Marty. Trwało to przeszło przez miesiąc. W rzeczywistości zaś, pomimo opowiadań Olimpii, w domu państwa Mouret noce mijały teraz spokojnie. Marta zawsze nie lubiła, gdy ją badano w tym przedmiocie i niecierpliwiła się, gdy bliżej z nią żyjące osoby, zalecały jej ostrożność.
— Pani nie chce nas słuchać — powtarzała jej Róża — a potem będzie zapóźno, gdy nieszczęście już się stanie. On znów rozpocznie swoje hece... Tylko chwilowo się przyczaił... ale jestem pewna, że którego ranka znajdziemy panią trupem...
Pani Rougon przybiegała teraz co drugi dzień do córki. Wchodziła z twarzą zbolałą i drżącym od wzruszenia głosem pytała się Róży zaraz na wstępie:
— Cóż słychać?... Nie było jakiego nieszczęścia?
Ujrzawszy Martę, chwytała ją w objęcia i całowała z przesadzoną czułością, jakby radując się, że raz jeszcze może ją uścisnąć. Opowiadała, że nie sypia teraz po nocach, w obawie o nią, wyobrażając sobie, że lada chwila ozwie się gwałtowne szarpnięcie dzwonka, zwiastujące jej straszną nowinę. Życie jej było męczarnią, pędziła je bowiem w nieustającej trwodze o córkę. A gdy Marta ją uspakajała, mówiąc, że niczego się nie lęka i nie widzi żadnego grożącego jej niebezpieczeństwa, pani Felicya, popatrzywszy na nią z uwielbieniem, wołała: