Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/500

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wrócił się jak długi; nie mógł się zaraz podnieść. Ulicznicy, lękając się, by ich nie kopał, okrążyli go zdaleka, wrzeszcząc tryumfująco, a najmniejszy z nich podszedł bliżej i rzucił mu w twarz ową zgniłą pomarańczę, która rozmiażdżyła się, zalepiając mu lewe oko. Powstał z trudem z ziemi i wszedł do siebie do domu, nie ocierając twarzy. Czereda uliczników, zbiwszy się w gromadę, stanęła przed domem, wrzeszcząc w dalszym ciągu, dopiero Róża rozpędziła ich, wypadłszy z sieni z olbrzymią miotłą podniesioną w górę.
Od pamiętnej owej niedzieli wszyscy mieszkańcy w Plassans, najmocniej byli przekonanymi, że Mouret jest waryatem. Opowiadano sobie zadziwiające fakta. Mówiono między innemi, że przesiaduje całe dnia w pokoju, w którym nie sprzątano już od roku, a że tak było, wiedziano na pewno od kucharki państwa Mouret, kobiety bardzo do ich domu przywiązanej. Co mógł on robić w tym brudnym i pustym pokoju. Pod tym względem zdania były różne. Kucharka twierdziła, że udaje umarłego. Wieść ta przerażała całe miasto. Przekupki na targu utrzymywały, że na środku pokoju, stała otwarta trumna, w którą się kładł z wytrzeszczonemi oczyma, złożywszy ręce na piersi i leżał tak od rana do późnej nocy dla przyjemności.
Olimpia zaś powtarzała we wszystkich sklepikach;