Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/436

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbyt późno i na wpół pijany. Pamiętał, że nie należy robić hałasu na schodach i z tego względu zdejmował buty w sieni, by stąpać cicho, na bosaka. Gdy mu się zdarzyło upić się na dobre, żona nie pozwalała mu przystąpić do łóżka, mówiąc, że bucha wyziewami wódki i fajki. Kładł się niezadowolony na kanapie. Po chwili wstawał i podchodził ukradkiem do łóżka, domagając się zwykłego swego legowiska. Odpędzany, szturchany, chwytał na rogi kołdry, lecz Olimpia wzmagała wtedy ilość i jakość razów wydzielanych pijakowi, dopóki nie padł na ziemię, gdzie najczęściej zasypiał. Jeżeli zaś Trouche miał ochotę krzyczeć i wzywać pomocy, chwytała go za gardło i, dusząc mocno, powtarzała przyciszonym głosem:
— Cicho, bo zawołam Owida! Cicho, bo Owid przyjdzie i uspokoi cię, pijaku!
Trouche uspakajał się natychmiast i, drżąc, przepraszał żonę, poczem kładł się jak długi na ziemię i bąkał niewyraźnie dalszy ciąg uniewinnień. Budził się o wschodzie słońca i z miną stateczną mył się, starannie śledząc swoją twarz w lustrze, by jej nadać wygląd poważny, bogobojny. Jeżeli ślady nocnej hulanki zbyt były widoczne, kładł wyższy niż zwykle kołnierzyk i zawiązywał krawat, w pewien udoskonalony przez siebie sposób, co mu nadawało pozór księdza przybranego po cywilnemu. Szedł wtedy ku ochronce pod wezwaniem Przenajświętszej Panny z niesłychaną powagą i spuszczał oczy, przechodząc mimo ka-