Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Proszę, niechajno pani patrzy! — mówiła, pokazując faskę z masłem. — Proszę wziąść! Przecież jakaś okruszyna nas nie zuboży... Wreszcie moja pani wykrzyczałaby mnie, gdybym nie postępowała, jak postępuję...
Przyjazń i zażyłość rosła z dniem każdym pomiędzy panią Faujas i Różą, która była uszczęśliwiona, mając z kim rozmawisć i przed kim się popisywać ze swym kucharskim talentem. Stanęły z sobą niemal na stopie równości; pani Faujas bowiem chętnie wyrażała się jak chłopka i ubierała się w proste perkalowe suknie wiejskiego kroju. Twarz jej o brutalnie przebiegłej masce, nie imponowała też kucharce, więc polubiły się wzajemnie, przedłużając całodzienną gadaninę do późnej nieraz wieczornej godziny, siadłszy na stołkach kuchennych po zmyciu talerzy i wyszorowaniu naczyń. Pani Faujas zawładnęła jednak Różą i gospodarowała w kuchni, wydając rozkazy przyjaciółce. Zachowywała przytem tę przewagę, że mówiła tylko to co chciała, umiejąc zachęcić Różę do najtajniejszych zwierzeń. Wkrótce nie Róża, lecz ona dysponowała śniadania i obiady państwa Mouret, kosztując pierwej, aniżeli oni podawane im do stołu potrawy. Zdarzało się, że chciała przyrządzić jakiś przysmak dla syna, wówczas Róża wyręczała ją, smarząc jabłka w cieście, bijąc piankę, zapiekając kremy. Częstokroć takie powstawało zamięszanie z powodu wspólnego