Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z nieobecności matki. Marta udawała zmartwienie i miłość dla Dezyderyi.
— Szkoda, że Dezyderya jest hałaśliwa, zauważyła pani Faujas. Niejednokrotnie szczerze żal mi było pani z tego powodu. Naprzykrzała się też mojemu synowi... czy pani wie, że z powodu Dezyderyi nie mógł spokojnie czytać brewiarza?... Tak, z powodu harców i śmiechów Dezyderyi, byłby zaniechał chodzić do ogrodu...
Odtąd, spotkawszy się przy śniadaniu lub obiedzie państwo Mouret milczeli. Jesień tegoroczna była chłodna i wilgotna, co niemało się przyczyniło, by stołowy pokój był smutny i ponury. Cienie zalegały kąty a zimno zdawało się opadać z sufitu. Róża powtarzała coraz więcej, że śniadania i obiady mają pozór pogrzebu. Stawiając półmiski na stole o dwóch nakryciach przedzielonych szeroką przestrzenią, mówiła:
— To państwo hałasują! Przynajmniej w ten sposób języki się państwu nie zedrą! Dla czego pan teraz nigdy nie zagada?... Przecież stołowy pokój to nie kościół... Z pana powodu pani się chyba rozchoruje! To bardzo szkodliwie dla zdrowia nic nie mówić przy jedzeniu...
Gdy nastały pierwsze mrozy, Róża zaproponowała pani Faujas, by korzystała z ognia zawsze od rana rozniecanego w kuchni i palącego się dzień cały. Z początku, pani Faujas zagotowywała tylko wodę, mówiąć, że nie ma ognia u siebie a proboszcz chce się ogolić przed wyjściem. Lecz wkrót-