Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny Aurelii. Dokonawszy tego, wyprostował się jak struna, unosząc w górę tryumfującą swą rakietę.
— Brawo, brawo! — krzyknął na znak uwielbienia pan Péqueur de Saulaies, zbliżając się ku niemu.
— Brawo, winszuję! Popisałeś się pan przepysznie! — wołał pan Rastoil, ruszywszy się od drzwi w stronę młodego księdza.
Dalsza gra w wolanta została zawieszoną. Jedno i drugie towarzystwo wkroczyło w zaułek, zmięszało się, otaczając księdza Surin, który stał wsparty o mur w pobliżu proboszcza. Blady był i z trudnością oddychał, wszyscy zadawali mu pytania, wypływające z troskliwości, wszyscy mówili równocześnie, napełniając wrzawą to spokojne zwykle ustronie...
— Myślałem, że złamał sobie nogę — mówił doktór do pana Maffre.
— Wszystkie zabawy smutno się kończą — rzekł poważnie pan de Bourdeu, zwracając się do pana Delangre i do państwa Paloque, podając przytem rękę panu de Condamin, którego zwykł był na ulicy omijać jak najśpieszniej, by się z nim nie witać.
Pani de Condamin robiła, co mogła, by złączyć owe dwa nieprzyjazne sobie obozy, biegała roztrzpiotana od jednych do drugich, pragnąc zbliżenia pomiędzy podprefektem i panem Rastoil.
— Chciejcie mi wierzyć, panowie — rzekła, zwracając się do obydwóch, że jestem silniej