Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przecież ci bezczelni ludzie usiłowali rzucić na proboszcza podejrzenie, iż zajmuje się polityką! Puszczali pogłoski o skrytych jego zamiarach zburzenia wszystkiego w Plassans, usunięcia od urzędów ludzi dotychczas je piastujących i obsadzenia posad swomi poplecznikami, składającymi się z wielbicieli nowego porządku rzeczy... Miał on zapewnić Paryżowi przejednanie Plassans aa korzyść rządzącej tam szajki... Słowem suchej nitki nie pozostawiają na biednym proboszczu... znęcają się nad jego opinią, jak gdyby był zbójcą, podżegaczem mordów... Na szczęście coraz jaśniej się widzi bezczelność podobnych kłamstw i oszczerstw...
Pan de Bourdeu, słuchając tych słów, zaczął laską rysować na piasku profil jakiejś głowy, wreszcie rzekł od niechcenia:
— Tak, słyszałem coś o tem... lecz wątpię, by kapłan, sługa boży, mógł mięszać się w podobne sprawki,.. Wreszcie, zbyt dobre mam przekonanie o mieszkańcach naszego miasta, bym mógł przypuszczać możliwość powodzenia jakichkolwiek matactw... W Plassans nie ma ludzi dość zepsutych, by dali się uwieść podobnym intrygom, nie ma ludzi wystawiających sumienia na sprzedaż...
— Jestem także przekonany o bezpodstawności plotek szerzonych na księdza Faujas — rzekł pan Rastoil, ruszywszy ramionami. — Wreszcie przekonania ludzkie nie zmieniają się z dnia na dzień.. Czem było nasze miasto, tem i pozostanie... Cho-