Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Daj pokój; róbcie, co chcecie!... Bądź sobie księdzem, kiedy tego pragniesz. Wiem, że przeszkodzić wam nie zdołam...
To powiedziawszy, wyszedł. Na drugi dzień, nie rzekłszy słowa do nikogo, wyjechał za tydzień do Marsylii, chcąc pierwsze chwile bólu spędzić przy Oktawiuszu. Wrócił ztamtąd stroskany i jakby o dziesięć lat starszy. Nie znalazł ukojenia w towarzystwie Oktawiusza, który w Marsylii hulał, robił długi i krył przed ojcem w szafach przychodzące do niego kochanki. Mouret nic mu nie powiedział o swych domowych troskach a wróciwszy do Plassans, nie otwierał ust do nikogo i długiemi godzinami siadywał, nie ruszając się z miejsca. Przestał się zajmować interesami, nic go nie nęciło, najświetniejsze spekulacye handlowe pozostawiały go obojętnym. Róża zauważyła, że unika spotkania z księdzem Faujas a spotkawszy go, nie wita. Nie mogąc dłużej znieść podobnego postępowania swego pana, wystąpiła hardo przy zdarzonej okazyi:
— Pan teraz bardzo jest niegrzeczny względem ludzi... proboszcz dopiero co poszedł a pan obrócił się do niego plecami... Jeżeli pan się mści za panicza, to zupełnie bez słuszności. Nasz proboszcz nie chciał, aby pan Sergiusz wstępował do seminaryum... sam słyszałam, jak go odmawiał... Doprawdy, że panu aniołby nie dogodził... wiecznie pan marudzi, albo siedzi nadęty i słowa nie zagada... wesoło teraz w domu... Nie wiadomo, dla czego