Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani ma tylko tę trójkę dziatek? — spytał Martę, przybierając ton wielkiej życzliwości.
— Tak, mamy tylko troje dzieci — odrzekła Marta, nieco zmięszana spojrzeniem księdza, który wpił w nią swoje oczy, nadawszy im wyraz dobrodusznej otwartości.
Po chwili znów popatrzył na dzieci i rzekł jak by po namyśle:
— Ci dwaj młodzieńcy będą już niedługo dorosłymi ludźmi... A jakże tam szkoły... czy już ukończone?
Słowa te były zwrócone do Sergiusza, lecz Mouret odpowiedział za syna:
— Ten skończył już szkołę, chociaż jest młodszy. Lecz pomimo, że otrzymał maturę, wstąpił jeszcze na rok do szkoły, dla słuchania wykładu filozofii... to najmędrsza głowa w rodzinie... Za to ten drugi, to wielki nicpoń. Już obciął się przy składaniu egzaminu i nie wiem, kiedy go zda ostatecznie. Zawsze mu tylko zabawa w głowie, psie figle, ot, nicpoń i kwitę.
Oktawiusz słuchał słów ojcu ze swobodnym, wesołym uśmiechem, podczas gdy Sergiusz zarumienił się skutkiem wygłaszanych o sobie pochwał i spuścił skromnie oczy, pochyliwszy nieco głowę. Ksiądz patrzał jeszcze chwilę na chłopców, potem zwróciwszy się do Dezyderyi — rzekł z wielką łagodnością, jak do małego dziecka:
— Panienkę to poproszę, aby mnie odrazu chciała uważać za starego przyjaciela. Czy dobrze?..