Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

posłanie. Dzieci zanieście dwa krzesła na taras, tam będzie państwu dogodniej aniżeli tutaj.
Od chwili przybycia nowych lokatorów, dzieci spoglądały na nich ciekawie, nie ruszywszy się z po za stołu, przed którym zasiedli już do obiadu. Ksiądz zdawał się ich nie widzieć, lecz pani Faujas już kilkakrotnie zatrzymała się przed każdem z osobna i wpatrywała się w ich twarze, jakby chcąc przeniknąć myśli, zawierające się w tych młodych głowach. Posłyszawszy słowa ojca, dzieci szybko zerwały się z miejsca i wszystko troje poczęli wynosić krzesełka do ogrodu.
Lecz pani Faujas nie chciała usiąść i wysunęła się do salonu, by go zbadać dokładniej po pierwszych dość przelotnych oględzinach. Zachowywała się ona tak, jak ktoś zwiedzający dom, w którym wszystko jest na sprzedanie. Wtem posłyszała, że Róża poruszyła kuferek, stojący na kurytarzu. Wypadła natychmiast z salonu, rzucając w stołowym pokoju słowa:
— Zaraz tu wrócę. Tylko muszę iść pomódz Róży wnieść kuferek na górę.
Uspokoiwszy w ten sposób obecnych, znikła wgłębi kurytarza, jak ktoś należący do domowników. Ksiądz nawet nie odwrócił głowy i przypatrywał się spokojnie dzieciom, uśmiechając się do nich z wielką uprzejmością. Skutkiem tego uśmiechu twarz jego przybrała wyraz łagodny, zacierający ostrość rysów i surowość fałd, rysujących się na czole, oraz w kątach ust.