Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz Dezyderya nic nie odpowiedziała, tylko z przestraszoną miną podbiegła do matki i ukryła twarz na jej ramieniu. Marta przygarnęła ją z czułością i wytłomaczyła zachowanie się Dezyderyi, mówiąc ze smutkiem:
— Proszę, niechaj pan nie bierze jej za złe, iż jest nieco dzika... Ma lat czternaście, lecz nie męczymy jej nauką, bo ta dzieweczka pozostała małą dzieciną pod względem umysłowym... Lubi tylko zwierzęta i tylko niemi się interesuje.
Dezyderya, uspokoiwszy się po doznanem wzruszeniu, uniosła głowę i pozostając przytuloną do matki, odezwała się śmiało, patrząc księdzu w oczy:
— Dobrze, zgadzam się, niechaj pan będzie moim przyjacielem... Ale wpierw proszę mi powiedzieć zupełnie szczerze: czy pan nigdy nie dokucza muchom?
Słowa Dezyderyi wywołały ogólną wesołość a dziewczynka, jakby tem zachęcona do dalszej rozmowy — rzekła z wielką powagą:
— Oktawiusz dokucza muchom... nawet często zabija biedne, kochane muszki... To ile, to brzydko tak postępować ze stworzeniami.
Ksiądz Faujas usiadł i znać było po nim wielkie zmęczenie. Rad był ze spokoju i ciszy tchnącej z ogrodu i z przyjemnością ptarzał na wyniosłe drzewa, których piękna zieloność łączyła się z głębią sąsiednich ogrodów i sadów. Był przy tem załziwiony, iż wśród miasta można napotkać tak ustronny zakątek.