Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

księdza Faujas, który jest rzadkiej zacności człowiekiem. Gdy posłyszał na mieście kogoś niechetnie mówiącego o księdzu, wołał z zapałem:
— Kiedyż się uspokoicie i dacie pokój obmawianiu człowieka, o którym nie możecie mieć najmniejszego pojęcia! Ja jeden w Plassans mogę powiedzieć, iż znam go na wylot. Łaskaw jest na mnie i codziennie razem spędzamy wieczory. Nie jest on skory do zawierania bliższych stosunków towarzyskich, dobiera sobie ludzi odpowiednich, lecz szczycę się mianem jego przyjaciela... a ci, którzy nie mogą tegoż samego powiedzieć, rzucają na niego potwarze jedynie przez zazdrość i zemstę.
Uwagi tego rodzaju Mouret rozsiewał chętnie na lewo i prawo, radował się zwłaszcza, gdy mógł puścić je w obecności pani Felicyi Rougon, przepraszając ją z udaną szczerością, iż niechcący za garnął wyłącznie dla siebie księdza Faujas, którego ona zdaje się, miała ochotę przywabić do częstego bywania w zielonym salonie. Pani Rougon zbywała to milczeniem, uśmiechając się dwuznacznie. W kółku najbliższych swoich znajomych, spotykanych w kawiarniach na mieście. Mouret opowiadał bliższe szczegóły o księdzu Faujas. Naśladował sposób jego siadania w krześle rozstawiania nóg, picia, patrzenia, rozmawiania z kobietami, albowiem ci dziwni mężczyźni, za jakich uważał wogóle księży, tylko sobie właściwe mają obyczaje. Dumny za swej wolnomyślności i wyzwolonych poglądów, Mouret opowia-