Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dobnej rozmowie, Marta spostrzegała to i naraz milkła. Z twarzy znikało chwilowe ożywienie, rysy poważniały i pośpiesznie biorąc znów do rąk porzuconą robotę, pogrążała się w starannem cerowaniu starej bielizny domowej. Niktby się nie mógł domyślić, patrząc na w pół senną jej postać, iż ta kobieta jest w stanie mówić gorączkowo, z uniesieniem. Chwile porywu zdarzały się rzadko, ale nikt nie domyślał się, o ile hamowanie ich było trudne i ciężkie.
Minęły dwa miesiące, podczas których ksiądz Faujas i jego matka codziennymi byli gośćmi w domu państwa Mouret. Mieli już stale wyznaczone sobie miejsca w stołowym pokoju, weszli prawie w skład kółka rodzinnego, zjawiając się regularnie każdego wieczoru o godzinie ósmej. Pani Faujas i Mouret, nie tracąc chwili czasu, zasiadali do gry w pikietę a Marta gawędziła coraz to swobodniej z księdzem, nie zważając na grających. Gdy o godzinie jedenastej ksiądz wraz z matką odchodził do swego mieszkania, Mouret wyjawiał przed żoną zdanie, iż są to ludzie bardzo przyzwoici i bardzo przyjemni w obcowaniu. Ten ostatni wszakże przymiot przypisywał im wyłącznie w dnie, gdy pani Faujas uznała za stosowne dać się pobić przy grze w pikietę.
Zadowolony z codziennie zapewnionej partyjki, Mouret przestał śledzić i podglądać życie lokatorów z drugiego piętra. Mawiał chętnie, iż zna jak najdokładniej charakter swego przyjeciela