Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

potoków złota płynących ulicami Paryża, wydawała się urzeczywistnieniem wszystkich ma rżeń, nową drogą na wyżyny bogactwa wiodącą. Księżna posiadała jeszcze dwieście milionów franków a za taką sumę ileż to prac dokonać można, jakie niepojęte cuda wydobyć z łona ziemi! Zresztą on umiałby tak użyć tych milionów i tak korzystnie niemi obracać, że podwoił, potroiłby je, potrafił by z nich wyciągnąć świat cały! W rozgorączkowanej jego głowie myśli te coraz szersze przybierały rozmiary: teraz żył już wyłącznie upajającem pragnieniem rozdawania tych bogactw w nie zliczonych jałmużnach, zatopienia niemi Francyi szczęśliwej i wolnej od nędzy. Podobna przy szłość kraju przejmowała go niewypowiedzianem rozrzewnieniem, tem bardziej, że ani na krok nie zboczył z drogi uczciwości: ani jeden grosz biedaków nie ciążył na jego sumieniu. Marzenia te stawały się w bujnej jego wyobraźni wspaniałą, nieświadomie snutą sielanką, z którą wszakże nie łączyły się pragnienia odkupienia dawniej popełnionych rozbojów finansowych. Tem chętniej marzeniom takmi się poddawał, że z urzeczywistnieniem ich spełniał się cel jego życia: — ujarzmienie Paryża. Stać się królem miłosierdzia, bogiem czczonym przez tłumy ubogich; najhojniejszym, najlitościwszym rozdawcą jałmużny, któregoby świat cały znał i uwielbiał — było to więcej, niżeli sam pragnął kiedykolwiek! Jakichże cudów dokonaćby zdołał, gdyby na ołtarza dobra