Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/646

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dym niemal pniem drzewa widać było trupy, lub też rannych jęczących z bólu i konających. Ileż to tajemniczych a grozą przejmujących dramatów mieściło się w historyi ruiny całego tłumu drobnych akoyonaryuszów: emerytów, którzy w jednych walorach ulokowali całe swe mienie, stróżów, którzy długoletnią pracą zebrali niewielką sumkę, starych panien, które spędzały życie w towarzystwie ulubionych psów lub kotów, wiejskich gospodarzy lub plebanów, których jednostajne życie czyniło prawie maniakami! Budżet wszystkich tych istot — obliczających ściśle, ile wydać mogą na chleb a ile na mleko — jest tak dokładnym i ograniczonym, że różnica kilku soldów sprowadza nieuniknioną katastrofę. I oto nagle w jednej chwili nic im nie pozostaje!... drżącemi, bezwładnemi rękoma macają tylko w ciemnościach, do żadnej pracy już niezdolni!.. Wszystkie te egzystencye pokorne i ciche rzucone zostały odrazu w otchłań niedostatku i nędzy! Setki rozpaczliwych listów nadchodziły z Vendôme, gdzie klęska stała się tem dotkliwszą, że poborca Fayeux znikł nagle bez śladu. Bedąc depozytaryuszem pieniędzy i walorów osób, dla których operował na giełdzie, zaczął on grać namiętnie na własny rachunek, przegrawszy zaś i nie chcąc płacić, uciekł z kilkuset tysiącami franków, które się w jego ręku znajdowały. W Vendôme, oraz w wielu okolicznych folwarkach pozostawił on po sobie łzy i nędzę. Wstrząśnienie