Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/568

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ganej zaciętocoi, z jaką prowadzono walkę. Co dzień prawie można go było spotkać na bulwarach przechadzającego się powolnym krokiem, z twarzą bladą i obojętną, nie zdradzają niczem cienia nawet niepokoju. Gundermann wierzył tylko w niezawodną logikę faktów. Według niego, podniesienie się akcyj Banku powszechnego do dwóch tysięcy franków było już nierozsądkiem, podskoczenie do trzech tysięcy było szaleństwem... bezwarunkowo zatem kurs ich obniżyć się musi, podobnie jak kamień rzucony w górę musi spaść na ziemię. Wychodząc z takiego punktu rozumowania, postanowił on czekać, chociażby cały jego majątek utonąć miał w tej walce. Gundermann był przedmiotem podziwu i czci wszystkich swoich zwolenników, którzy gorąco pragnęli dla niego zwycięztwa; Saccard zaś, wzbudzając hałaśliwszy zapał, miał po swojej stronie kobiety, salony, wielkoświatowych spekulantów, którzy ciągnęli tak znakomite zyski od chwili, gdy zamieniając wiarę swoją na brzęczącą monetę, frymarczyć zaczęli Jerozolimą oraz kopalniami w górach Karmelu. W kołach tych wydawano już stanowczy wyrok zagłady na banki żydowskie, wykrzykiwano z radością, że katolicyzm panujący dotąd nad duszami ludzkiemi zawładnie również światem finansów. Stronnicy Saccarda zarabiali grubo, on jednak ciągle potrzebował pieniędzy, bo kasy jego wypróżniały się na nieustanne zakupy akcyj. Z dwóchset mi-