Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

być żydem aby dać sobie rady. Inaczej licha wszystko warte!.. Nie ma człowiek szczęścia!.. Paskudne to rzemiosło! Ale raz wlazłszy w błoto, trzeba w niem siedzieć. Zresztą mam jeszcze dobre nogi i nie tracę nadziei.
Ukłonił się i odszedł, wciąż uśmiechnięty. Mówiono powszechnie, że Massias był synem urzędnika z Lyonu; który wypędzony ze służby zaczął grywać na giełdzie i stracił wszystko, co posiadał. Syn, nie chcąc kończyć studyów prawnych, wstąpił w ślady ojca.
Saccard i Jantrou wolnym krokiem wrócili na ulicę Brongniart. Kareta baronowej stała tu jeszcze ale szyby były podniesione, tajemniczy powóz wydawał się pustym a woźnica nieruchomy jak posąg kamienny, oczekiwał chwili zamknięcia giełdy.
— Dyabelnie apetyczna kobieta! — rubasznie zauważył Saccard — nie dziwię się staremu baronowi.
— O! zdaje mi się, że baron oddawna już ma jej dosyć! — odrzekł Jantrou, uśmiechając się znacząco. — Powiadają, że jest to okropny sknera... Czy wiesz pan, kogo ona zwerbowała do płacenia rachunków w magazynach, bo gra na giełdzie jej nie wystarcza?..
— Kogóż takiego?
— Delcambre’a.
— Co? Deleambre’a? Ten generalny prokurator a przyszły minister! Ależ to stary dziad, su-