Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zostawszy samą, pani Karolina siedziała długo, nie ruszając się z miejsca. Obezwładniona, odrętwiała siedziała w obszernym tym pokoju, w którym teraz głęboka panowała cisza; bezmyślnym wzrokiem patrzyła na stojącą przed nią lampę. Wyznanie Maksyma zdarło jej z oczu zasłonę... Wszystko, czego dotąd widzieć nie chciała, czego z drżeniem obawy domyślała się zaledwie, stanęło teraz przed jej oczyma w całej potwornej nagości, wobec której żadne złudzenia ostać się nie mogły... Teraz przenikała wzrokiem do głębin duszy Saccarda, do tej duszy dziwnie mętnej i zawiłej w swym rozkładzie. W istocie był to człowiek nie znający żadnych więzów, ani żadnego hamulca, bez walki szedł on za głosem instynktu i żądz rozpasanych, cofając się wtedy tylko, gdy siły jego przeszkód pokonać nie mogły. Dzielił się żoną z synem, sprzedał żonę, sprzedał syna, sprzedawał wszystkich, którzy się z nim zetknęli, sprzedał samego siebie i niezawodnie sprzeda kiedyś ją i jej brata, ażeby bić monetę z serc ich i mózgów. Jest to prosty fabrykant pieniędzy, który bez wahania rzuca do kotła wszystkich i wszystko, aby z przetopionego materyału na nowo robić pieniądze. Z przerażającą plastycznością ujrzała teraz, że Bank powszechny wchłania w siebie całe jeziora, rzeki, oceany pieniędzy i że kiedyś instytucya ta ze strasznym hukiem w ziemię się zapadnie... Ach! cóż ohy-