Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ulice Paryża, wyścielano je dywanami i chorągwiami, jak gdyby na cześć świetnego zwycięztwa. Zabawy publiczne, oraz wielki bal wydany w Tuileries głosiły sławę Napoleona III, jako pana Europy, jako tak potężnego, tak wielkiego władcę, że cesarze i królowie wybierali go na sędziego w sporach swoich i składali w jego ręce całe prowincye, aby je dowolnie między nich rozdzielał. Odzywały się wprawdzie w izbie głosy protestu, złowróżbni prorocy przepowiadali smutną przyszłość, że Prusy powiększą granice swoje, że Austrya porażkę poniesie, a Włochy niewdzięcznością się odpłacą... Ale szydercze śmiechy i krzyki oburzenia zagłuszyły te przepowiednie nieszczęścia a Paryż cały — ogniskiem świata będący — nazajutrz po Sadowię rozniecił tysiące świateł na wszystkich gmachach i ulicach, nie przewidując tych ciemnych, lodowatych, ponurych nocy, w których tylko światła przelatujących granatów rozjaśniały na chwilę ciemności. Tego wieczoru Saccard, upojony powodzeniem, przechadzał się po placu Zgody, po polach Elizejskich, po wszystkich ulicach, na których płonęły kagańce. Porywany co chwila przez falę przechodniów, olśniony tą jasnością światłu dziennemu dorównywającą, mógł doznawać złudzenia, że cała ta uroczystość ku jego czci się odbywa. Czyż i on także nie był w tym dniu największym zwycięzcą i nie wzbił się na trupach mas zrujnowanych? Jedna tylko okoliczność zatruwała mu