Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w ogromnych i brudnych rękach rubin, przyglądał mu się pod światło.
— Ach! to pan, panie Busch!.. W tej cbwili przychodzi mi na myśl, że miałem wstąpić do pana.
Busch, właściciel kantoru położonego na rogu ulicy Vivienne i Feydeau, niejednokrotnie w trudnych okolicznościach wyświadczał mu wielkie przysługi. Stał teraz w zachwycie, przyglądając się grze świateł w drogim kamieniu; przechylił nieco na bok twarz płaską o dużych siwych oczach, blask których gasł w obec jasności słonecznej. Na szyi miał skręcony w sznurek biały krawat; kołnierz kupionego na tandecie, niegdyś pięknego lecz teraz już bardzo wytartego i poplamionego surduta zachodził mu aż pod wyblakłe włosy, które rzadkiemi kosmykami okalały głowę, łysą na wierzchu czaszki. Kapelusz jego wyrudziały od słońca i deszczów nie miał żadnej formy.
Ochłonąwszy wreszcie z zachwytu, Busch zwrócił się do Saccarda z zapytaniem:
— Czy pan przyszedł tutaj na spacer?
— Tak... Otrzymałem list pisany po rusku przez ruskiego bankiera mieszkającego w Konstantynopolu. Rachowałem na to, że pański brat mi go przetłómaczy.
Busch, który bezwiednie w prawej ręce obracał rubin jakby się z nim pieścił, wyciągnął lewą rękę po papier, przyrzekając, że tegoż dnia jeszcze