Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lił im wnieść pieniądze do kasy, nie zastanawiając się nawet nad tem, w jaki sposób spłaci własne akcye.
— Ach! ten spadek! — z radością mówiła pani Karolina — to pierwsze prawdziwe szczęście, jakie nas spotyka... Doprawdy, zaczynam wierzyć, że to pan nam szczęście przynosisz... Mój brat dostaje trzydzieści tysięcy franków pensyi, oraz znaczną sumę na koszta podróży a teraz oto tyle pieniędzy spada na nas dlatego zapewne, że ich już nie potrzebujemy... Możemy teraz śmiało powiedzieć o sobie, że jesteśmy bogaci.
Patrzyła na Saccarda wzrokiem pełnym serdecznej wdzięczności i zaufania, zapominając o wszelkich podejrzeniach, tracąc z dniem każdym dawna przenikliwość, w miarę jak coraz więcej przywiązywała się do niego. Pomimo tego jednak, idąc za popędem wrodzonej szczerości, dorzuciła po chwili:
— Bądź co bądź jednak, gdyby te pieniądze zarobione były przezemnie, zaręczam panu, że nie włożyłabym ich w wasze interesy... Ale spadek ten pochodzi od jakiejś ciotki, której nie znaliśmy prawie; zdaje mi się chwilami, że są to pieniądze znalezione na ulicy, niezupełnie uczciwie posiadane, co mnie nawet wstydem przejmuje... Rozumiesz pan, nie przywiązuję do nich wielkiej wagi i dlatego nie zależy mi na tem, czy one nie przepadną.