Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mowanym. Dziś jednak zbuntował się widocznie przeciw nieustannym upokorzeniom, gdyż z niezwykłą natarczywością domagał się przychylnej odpowiedzi.
— Proszę pana, akcye „Banku zaliczkowego“ stoją bardzo nisko. Ile pan każe kupić?
Nie biorąc ceduły, Gunderman spojrzał blademi oczyma na młodzieńca, odzywającego się tak poufale i odparł szorstko:
— Mój przyjacielu, czy myślisz, że rozmowa z tobą mię bawi?
— Ach, proszę pana — odrzekł Massias, blednąc — mnie jeszcze mniej bawi, że przez trzy miesiące odchodzę tu codzień z niczem.
— No, to nie przychodź wcale.
Remisyer ukłonił się i wyszedł. rzuciwszy na Gundermana pełne wściekłości spojrzenie człowieka, który nagle przychodzi do przekonania, że nigdy nie zrobi majątku.
Saccard zadawał sobie tymczasem pytanie, co mogło skłaniać Gundermana do przyjmowania tych tłumów. Widocznie posiadał on specyalny dar odosobniania się i zagłębiania we własnych sprawach, co sprawiało, że wobec natłoku interesantów na chwilę nie przestawał myśleć; prócz tego, bankier nie czynił tego zapewne bez celu, musiał on wynaleźć sposób odbywania co rano przeglądu rynku, z czego bezwątpienia ciągnął niewielkie chociażby zyski. W dość szorstki sposób obciął około osiemdziesięciu franków z ra-