Strona:PL Zola - Płodność.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bliżono. Wtenczas odrazu stawała się lodowatą i umiejącą pagardzać.
— Pan Froment! gość niespodziewany! — zawoła uprzejmie i zbliżywszy się do Mateusza, podała mu rękę z koleżeńskim giestem. Jak zdrowie pani Froment?... a dzieci?... czy zawsze takie śliczne i zuchowate?...
Séguin przypatrywał się jej sukni, z białego jedwabiu z niewarowemi koronkami i naraz wybuchnął z szorstką uwagą, co mu się niejednokrotnie zdarzało, pomimo udawanego zamiłowania do wyszukanej grzeczności:
— Więc dla ubrania się w tę szmatę kazałaś nam tak długo na siebie czekać?... Szpetne to jak dalej nie idzie!
A Walentyna była przekonana, że zachwycać się tutaj będą jej strojem! Opanowywała się, by nie zacząć płakać a drobna jej buzia zachmurzyła się, wyrażając bunt i chęć zemsty. Zwolna zwróciła oczy w stronę przyjaciela, który patrzał na nią z zachwytem i z pokorą niewolnika, chcąc tem wyjawić bezgraniczność swego poddańczego uwielbienia.
— Jesteś pani czarująca, a ta suknia jest prawdziwem arcydziełem!
Séguin roześmiał się, słysząc te słowa i zaczął szydzić z Santezze’a, że zbyt się płaszczy schlebiając kobietom. Walentyna pocieszona pochwałą, odnalazła swoją trzpiotowatość i zaczęła szczebiotać, dowodząc, że każdy mężczyzna do-