Strona:PL Zola - Płodność.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cy lat przeminie, zaczem ludzkość dosięgnie ostatecznego swego rozwoju, by żyć w prawdzie i spokoju wreszcie zdobytym?.. Lęk aż ogarnia i rozum się waha zmierzyć dzielącą nas jeszcze przestrzeń!
Zapadło milczenie. Mateusz czuł się zachwiany w wierze, w dobre potęgi życia, nie wiedział kto ma większą słuszność, czy on w swojej prostocie, czy też ci dwaj światowcy w pół leżący w fotelach.
W tem, weszła Walentyna, roztrzpiotana, łobuzowata, co wyrobiła w sobie z niemałą trudnością.
— Czekaliście na mnie! ale nie miejcie urazy! Ta Celestyna guzdrze się ubierając mnie!... guzdrze się bez końca!...
Walentyna miała lat dwadzieścia pięć, była chuda, bardzo ożywiona, małego wzrostu, z wyglądu i z ułożenia przypominała wyemancypowanego podlotka. Rysy miała drobne, oczy wesołe, nos trochę zadarty, włosy jasno blond, nie była ładna, ale zabawna, a nawet śliczna. Oprowadzana przez męża po najniemożliwszych miejscach hulanek, przybrała luźne wyrażenia, używane w świecie artystów i pisarzy, bywających u niej w domu, zaś o rodzie swym, o tem, że była ostatnią ze starożytnego szlacheckiego domu de Vaugelade, przypominała sobie tylko wtedy, gdy przebrano miarę i zbyt dotkliwie jej u-